to był szalony tydzień...i jeden z ważniejszych w moim życiu:)
po kilku latach niebytu wróciłam za...kierownicę...
a głównym tego motywatorem była...fotografia...
żeby móc się niezależnie poruszać...zwłaszcza o porze budzącej zgrozę wśród domowników:)
a w weekend, jak na zawołanie pogoda za oknem zrobiła się taka,
że żal byłoby by nie ruszyć za miasto...
nareszcie niebo przypomniało nam, jaki potrafi przybrać cudny błękit...
w sobotę zaliczyłam pobliskie rozlewiska Warty...
a w niedzielę wybrałam się na moją pierwszą, samodzielną wyprawę fotograficzną...
w od dawna wymarzone jakieś miejsce...opuszczone:))
na pierwszy raz padło na niedalekie Czołowo - opuszczoną jednostkę wojskową...
widziałam kilka fotek w necie i wyglądały zachęcająco...
kiedy dojechałam, pomyślałam, że nici z fotografowania:
kilka samochodów, duża grupa ludzi i policja...
okazało się, że to tylko paintballiści i właśnie zakończyli rozgrywki,
a policja po prostu była ciekawa...
upewniwszy się, że nie łamię prawa ruszyłam do środka,
gdzie niczym i nikim nie ograniczona mogłam dowolną ilość czasu poświęcić na to, co kocham:))
budynki urodą nie grzeszą...środek z resztą też nie...
ale można złapać kilka fajnych kadrów,
jak się zręcznie ominie wszędobylskie graffitti...
mnie oczywiście zafascynowały okna, a właściwie to, co z nich zostało:)
czyż ta struktura nie jest fascynująca??:
albo ta:
nigdy nie przypuszczałam, że w takim miejscu znajdę takie kolory!:)
słoneczko za szybko zaczęło chylić się ku zachodowi...a ja zaczęłam się czuć nieswojo...
pora była wracać:...a zobaczyłam dopiero jeden budynek z całego zespołu:(
ale w maju, kiedy się zazieleni, widoki z okien będą ciekawsze:)
marzy mi się teraz sesja z modelką w takim miejscu...
ktoś chętny?:)))
buziaki:)