moja wyobraźnia zaprowadziła mnie dalej niż sądziłam...
od jakiegoś czasu ciągnęły mnie żółcienie...
odkładałam i odkładałam, aż pewnego dnia przyszłam do domu,
rzuciłam wszystko, wyciągnęłam żółcienie jakie miałam i zmalowałam...
głównie przy pomocy moich ulubionych ostatnio tuszy akrylowych Daler Rowney,
gessa, pasty strukturalnej i primowego szablonu:)
od jakiegoś czasu ciągnęły mnie żółcienie...
odkładałam i odkładałam, aż pewnego dnia przyszłam do domu,
rzuciłam wszystko, wyciągnęłam żółcienie jakie miałam i zmalowałam...
głównie przy pomocy moich ulubionych ostatnio tuszy akrylowych Daler Rowney,
gessa, pasty strukturalnej i primowego szablonu:)
rączuchna zdobyczna...wyżebrana od Agnieszki Anny na styczniowych warsztatach:
a zbita fiolka jest przykładem tego, żeby niczego nie wyrzucać,
bo nie wiadomo kiedy się przyda...:)
buziaki:)